Bójcie się słowa. Drżyjcie przed nim. Śmierć waszych złud - niegodni i złoczyńcy. I choć mijają setki lat lub tygodnie tylko przemijają, bić ono będzie do zamkniętych wrót - przeniknie wszak.
Bójcie się Słowa!
I nie zaznacie spokoju, wam zmiłowania nie będzie. I nie ma snu - i rozpacz ukryta w tańcu na piersiach zmorą osiądzie.
Bójcie się Słowa!
Cóż z tego, że wasze prawo, ono wszak wyroki swoje wypowie, kiedy w pałacach waszych sądzą Judasza synowie - za srebro narodowi wyrwane.
Bójcie się Słowa!
O rodzie Judaszowy! Módl się, płacz lub umieraj - dłonie ci lizać psa skowytaniem - cień twój cieniem przeklętej osiki zostanie, cień związanych pętlą rąk.
Bójcie się Słowa!
Nie spętasz na niebie skowronka. Spróbujcie raz jeszcze rozstrzelać marzenia, a kiedy naprzeciw spłyną słowa ognistą lawą, kiedy ich echem ziemia znów się odzywa, pól i lasów wrzawą, kiedy żołnierz gotowy pojednać się z trawą - wybaczcie czołgom nieokiełznanych spraw.
Bójcie się Słowa!
Oto garść słów skrzydlatych sfrunęła ku słońcu. Z klatki dłoń czyjaś znów wyjęła słowa. Nie trzeba karmy aby żyły, mężniały w przestrzeniach, za wiosną tęskniły - pisklęta w orły się zmieniły, jak kamienie spadając , ku ziemi ciążyły, by oto wzbić się w chmury z gniazd całego świata.
A w szumie takim, uwierzcie słowom brata, przeciągły świst rakiety jest wróblom na igranie. Jak ująć przy tym złudę w to śpieszne przywołanie?
Bójcie się Słowa!
I ukryć się nie możesz, ani stawić czoła - co przeciwstawić żądłom bezlitosnym - ogień się nie ima ni miecz. Gdzie wam skłonić głowę? I nie ma ucieczek, wszystko zmieni się wniwecz. I nie ma takich dali, i nie pomoże ściana z kutej stali - bo słowo, dajcie mi wiarę, samo stal hartuje. Ze stali zrodzone potrafi zadać śmierć.
I dlatego oznajmiam wam - bójcie się Słowa!